Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
Trends

Dobre relacje to mój priorytet

 MG 0776 fmtSpotykamy podczas swojej zawodowej drogi osoby, których profesjonalizm wywiera na nas ogromne wrażenie. Tak bez wątpienia jest w przypadku Agnieszki Szczodrej-Hajduk z kancelarii Hogan Lovells. Z panią mecenas rozmawiamy o sprawach zawodowych, ale nie tylko. Tomasz Siwiński: Pani Mecenas, na początek dwa krótkie pytania. W Polsce zmieniłabym?Agnieszka Szczodra-Hajduk: System ubezpieczeń społecznych, w tym emerytalnych i rentowych. Nieudana reforma emerytalna to chyba nasza największa porażka ostatniego 25-lecia. Marzy mi się spokojna emerytura, a zanosi się na to, że będę pracować tak długo, jak zdrowie mi pozwoli, ponieważ prognozy emerytur z ZUS-u i OFE nie są zbyt optymistyczne. Dzień zaczynam od?A to zależy. Od niedawna trzy razy w tygodniu dzień zaczynam od biegania. Sprawia mi to ogromną przyjemność i taki początek dnia najbardziej lubię. Często jednak dzień zaczynam od przejrzenia dokumentów. Jeśli nie muszę zajmować się służbowymi papierami, to czytam gazety, książki, najczęściej po angielsku. Poranki, to moja ulubiona pora dnia, więc ich nie przesypiam i wstaję wcześnie. Komplikuje to życie mojej rodzinie i znajomym, zdarzyło mi się zapominać, że normalni ludzie o tej porze śpią i wysłać smsy o 6. rano....Pani Mecenas, lubi Pani swoją pracę?Tak, lubię. Teraz już sobie nie wyobrażam wykonywania innej pracy. Kiedyś wydawało mi się, że to zawód bezduszny, gdzie liczą się tylko pieniądze. Brakowało mi motywacji i czułam zniechęcenie do tego, co robię. Przekonałam się jednak, że będąc dobrym prawnikiem, mogę bardzo pomóc. Nie tylko moim klientom korporacyjnym, ale również organizacjom non profit i znajomym znajomych, którzy są w potrzebie. Nie ukrywam, że działalność pro bono daje mi wiele satysfakcji.Jak w Polsce kobieta może zrobić taką karierę jak Pani i do tego być tak pogodną i uśmiechniętą osobą. Pytam, ponieważ wciąż głośno o równouprawnieniu, parytetach, dyskryminacji. Czy Pani przykład to wyjątek potwierdzający regułę?Z tą karierą to przesada (śmiech). A jeśli chodzi o pozycję kobiet w Polsce, to uważam, że jest coraz lepiej, bo we wszystkich dziedzinach zaczynają się liczyć przede wszystkim kompetencje. Bardzo rzadko zdarzają mi się sytuacje, że bycie kobietą działa na moją niekorzyść. Nasza kancelaria jest wręcz sfeminizowana. U steru władzy są dwie silne kobiety: mec. Beata Balas-Noszczyk, guru od ubezpieczeń gospodarczych i od 10 lat partner zarządzający warszawskim biurem kancelarii Hogan Lovells, pierwsza kobieta w Polsce, która stanęła na czele międzynarodowej korporacji prawniczej, oraz mec. Nowakowska-Zimoch, która była moim patronem w czasie odbywania aplikacji adwokackiej, i miała duży wpływ na mój zawodowy rozwój. Czy nie sądzi Pani, że wygodniej pracowałoby się, zarówno Pani, ale także przedsiębiorcom, w stabilnym otoczeniu prawnopodatkowym, bo tego chyba nie można powiedzieć o polskim prawie?Jestem może niepoprawną optymistką, ale znów stwierdzam, że jest lepiej niż 15 lat temu, kiedy zaczynałam pracę. Na początku mojej kariery zawodowej ustawodawca regularnie fundował nam coroczne, styczniowe rewolucje w prawie, a do tego dochodziły kwestie związane z zamykaniem wszystkich bieżących projektów, które klienci chcieli zakończyć do końca roku. Spędzało nam to sen z powiek i można było zapomnieć o dłuższym urlopie czy przerwie świątecznej. Od kilku lat, przynajmniej w dziedzinie, w której się specjalizuję, czyli w prawie pracy i prawie handlowym, nie ma już takiej nerwowej końcówki roku.Jak może Pani scharakteryzować branżę prawniczą w dobie szalejącego kapitalizmu. Czy jest walka o każdego klienta, czy jest miejsce na przyjaźń w tym zawodzie?Tak, jest walka o każdego klienta. Rynek jest trudny i będzie coraz trudniejszy. Od moich przełożonych, przede wszystkim mec. Marka Wroniaka, partnera w departamencie korporacyjnym, nauczyłam się jednak, że trzeba postępować tak, żeby móc później uczciwie spojrzeć sobie w twarz. Nie umiałabym prowadzić podjazdowych wojen i szkodzić konkurencji. Z mojego doświadczenia wynika, że wcześniej czy później merytoryczne kompetencje same się bronią. Stawiam na profesjonalizm. Ci klienci, którzy to cenią, współpracują z nami przez całe lata.A jeśli chodzi o przyjaźń wśród prawników, to wiem, co to jest, i nawet znam z autopsji (śmiech). A tak na poważnie, mam wielu przyjaciół, większość z nich to prawnicy. Właściwie w każdej większej kancelarii w Warszawie mam dobrych znajomych. Dbam o relacje z przyjaciółmi, staram się pamiętać o ich urodzinach, nie zrywam kontaktów. Dobre stosunki z ludźmi są moim priorytetem. Nie ukrywam, że nie raz życzliwość przyjaciół pomogła mi wyjść z opresji: i w życiu zawodowym, i prywatnym.Praca w tak renomowanej kancelarii jak Hogan Lovells zapewne niesie ze sobą wiele profitów. Jakie są największe zalety, ale także wady pracy w Hogan Lovells?Największą zaletą kancelarii Hogan Lovells są ludzie, którzy tu pracują. Tworzymy zgrany zespół, możemy na siebie liczyć i to sprawia, że w naszej firmie jest dobry klimat. Tu się po prostu dobrze pracuje.Mam wrażenie, że wśród polskich korporacji prawniczych jesteśmy wyspą, bo traktujemy się fair, nie wyrywamy sobie klientów, gramy zespołowo. I tak po ludzku się lubimy. To z tego względu wiele osób pracuje w Hogan Lovells ponad 10 lat. A dla mnie to pierwsza praca po studiach. Zaczęłam ją w 1999 r. Wówczas była to kancelaria niemiecka, po dwóch latach połączyliśmy się z kancelarią brytyjską i tak powstał Lovells, który od 2010, po kolejnym połączeniu, tym razem z kancelarią amerykańską, funkcjonuje, jako Hogan Lovells. Dużą zaletą mojej pracy jest to, że dla globalnych klientów albo przy transgranicznych projektach pracujemy z kolegami z biur z całego świata. Tworzymy międzynarodowe zespoły i znamy się. Spotykamy się na szkoleniach i wyjazdach integracyjnych. To sprawia, że nie jesteśmy bezimiennymi trybikami w wielkiej machinie, co przy liczbie około 2500 prawników, pracujących w Hogan Lovells w ponad 40 biurach na całym świecie, jest nie lada wyczynem.Dla mnie największym minusem pracy w Hogan Lovells jest konieczność dopasowania się do pracy w różnych strefach czasowych. Klientom, np. ze Stanów Zjednoczonych albo Azji, nie możemy odpisać, że już wychodzimy z biura i odpowiemy im jutro, czyli w środku nocy według ich czasu, skoro odpowiedź jest potrzebna na wczoraj...Praca w zawodzie prawnika niesie ze sobą duże obciążenie emocjonalne. Czy potrafi Pani zapanować nad emocjami, czy emocje klientów nie przenoszą się na Panią, a jeżeli tak, to jaki ma Pani sposób na ich rozładowanie, bardziej medytacja, kino, czy raczej sporty ekstremalne?Stres, ciągły pośpiech, praca na najwyższych obrotach – tego mam aż nadto. To nie jest tak, że, mając bagaż doświadczeń, umiem się odciąć od prowadzonych spraw i patrzeć na nie z boku, chłodnym okiem. Ja, stety i niestety, wczuwam się w to, co robię, i tym żyję. Mam dwie metody na odreagowanie: ruch i teatr lub opera. Jedna i druga bardzo dobrze robi mi na głowę.Pamięta Pani jakąś wyjątkowo trudną lub zabawną sprawę, która zapadła Pani w pamięć?Jedna z zabawniejszych sytuacji, jaka mi się przytrafiła, to przesyłka, jaką otrzymałam z naszego biura w Londynie – były to moje służbowe wizytówki, na których było napisane: Agnieszka Szczodra, a w miejscu stanowiska: Hajduk Prawnik.... Zatrzymałam je sobie na pamiątkę.Inna zabawna historia, to pościg za managerem, który nie chciał przyjąć wypowiedzenia. Na szczęście, ja nie musiałam nikogo ścigać. To nasz zagraniczny klient uznał, że za wszelką cenę musi przekazać wypowiedzenie zwalnianemu pracownikowi, który w emocjach uciekł z biura. Klient pojechał za nim do domu. A że dom był otoczony wysokim murem, to postanowił zawiesić wypowiedzenie na bramie. Najbardziej był dumny z tego, że ... udało mu się znaleźć koszulkę i uchronić wypowiedzenie przed deszczem. Szkoda, że nie zadzwonił do mnie, bo okazałoby się, że z prawnego punktu widzenia pościg nie był konieczny. Wystarczyłaby próba wręczenia wypowiedzenia w biurze przy świadkach i sporządzenie notatki służbowej potwierdzającej, że pracownik odmówił przyjęcia dokumentu. Nie mogłam jednak odebrać klientowi satysfakcji z tego, że dopiął swego i wypowiedzenie zostało przekazane.Jest Pani uznaną specjalistką w zakresie prawa pracy. Od przedsiębiorców słyszy się, że prawo chroni pracownika, od pracowników, że pracodawcę. Jak jest w rzeczywistości, pytam w odniesieniu do Pani doświadczenia międzynarodowego.Powtórzę się, ale jest coraz lepiej. Porównując polskie prawo pracy do innych systemów prawnych, wypadamy nie najgorzej. Polski Kodeks pracy przyznaje pracownikom określone gwarancje, ale nie jest tak, że zatrudnieni są nietykalni. Każdą bezterminową umowę o pracę można rozwiązać, trzeba to tylko uzasadnić prawdziwymi i konkretnymi przyczynami. I z tym najczęściej mają problem pracodawcy, a tak naprawdę wystarczy konfliktowy charakter pracownika, nieumiejętność pracy w zespole czy zarządzania ludźmi, żeby zgodnie z prawem rozwiązać umowę. Sądy pracy przekonały się już do zasady, że pracodawca ma prawo doboru pracowników odpowiadających jego aktualnym potrzebom. To pracodawca według własnego uznania decyduje, jakich pracowników potrzebuje, jakie kryteria są dla niego najważniejsze. Nie ma już wątpliwości co do tego, że pracodawca może zwolnić pracownika za wysoką absencję chorobową, bo to utrudnia i dezorganizuje pracę. Nasze prawo chroni pracowników, ale nie jest tak restrykcyjne, jak np. uregulowania we Francji, które zabraniają pracownikom przeglądania skrzynek służbowych po godzinach, a przecież czas pracy we Francji jest wyjątkowo krótki i wynosi tylko 35 godzin w tygodniu, przy 30 dniach urlopu wypoczynkowego w roku. Myślę, że potrzeba nam tylko większej elastyczności w przepisach i odejścia od tendencji regulowania wszystkiego, co się da. Gdzieś po drodze zagubiła się podstawowa reguła prawna, że co nie jest zabronione, jest dozwolone.Opozycja krytykuje umowy śmieciowe jako niesprawiedliwe i opierające się na wyzysku. Jednak głosy przedsiębiorców są takie, że te umowy są potrzebne. Jaka jest Pani opinia na ten temat?Tak zwane umowy śmieciowe to skutek ogromnych obciążeń ZUS-owskich nałożonych na umowy o pracę. Takie podejście nakręca szarą strefę. Rozumiem małych i średnich przedsiębiorców, którzy sięgają po śmieciówki – koszty pracy są tak wysokie, że zwyczajnie ich nie stać na dokładanie 20% do pensji brutto pracownika. Dlatego wracając do punktu wyjścia, od którego zaczęliśmy naszą rozmowę – nasz system ubezpieczeń społecznych jest zdecydowanie do poprawki. Trzeba zastanowić się, co skłania pracodawców do sięgania po umowy śmieciowe. Wszystkie nowe zakazy, ograniczenia stosowania takich umów czy ich pełne ozusowanie to tylko półśrodki, które będą zachęcać przedsiębiorców do zatrudniania na czarno.Krąży wiele dowcipów o mieniu służbowym, głównie o samochodach. Pod wysoki krawężnik podjedzie auto. Jakie? Służbowe. Ten i wiele innych dowcipów, niestety, ma odniesienie do rzeczywistości. Jakie są, Pani zdaniem, przyczyny tego, że polski pracownik często nie szanuje mienia służbowego? Czy wynika to z niejasnych przepisów w tym zakresie, braku konsekwencji pracodawców, czy cech charakteru Polaków?W polskim prawie mamy mechanizmy, które pozwalają pracodawcom chronić mienie służbowe. Ich wdrożenie wymaga pewnego wysiłku, pewnej biurokracji, tzn. opracowania polityk używania samochodów służbowych, zawarcia umów powierzenia mienia, sporządzenia protokołów zdawczo-odbiorczych aut. Zgadzam się, że mechanizmy te nie są doskonałe, ale problem tkwi raczej w tym, że pracodawcy nie potrafią korzystać z tych możliwości, które dają im przepisy, nie egzekwują swoich praw, a pracownicy czują się bezkarni. Natomiast, z całą pewnością brakuje mechanizmów zabezpieczających pracodawców na wypadek szkody wyrządzonej przez pracownika. Niezgodne z prawem jest stopniowanie kar pieniężnych za każde kolejne uszkodzenie samochodu czy podpisywanie zgód na dokonywanie przyszłych potrąceń z wynagrodzenia. Projekty zmian do kodeksu pracy idą wręcz w kierunku wyraźnego zakazu wystawiania weksli przez pracowników na zabezpieczenie przyszłych roszczeń pracodawcy.Problemem, z jakim borykają się fleet managerowie, jest często konflikt na linii oni – dział HR. Dobry handlowiec może być słabym kierowcą. Czy istnieją jakieś zapisy w polityce samochodowej, które pozwolą się zabezpieczyć fleet managerowi przed konsekwencjami, np. wypadku?Odpowiedni regulamin używania samochodów służbowych to klucz do sukcesu. Jeżeli fleet manager ma dobrze opracowaną politykę samochodową i przekazuje pracownikowi auto służbowe na podstawie umowy powierzenia mienia, to korzystamy z tzw. domniemania, że szkoda wyrządzona w samochodzie została spowodowana przez pracownika. W języku prawniczym mówimy o przerzuceniu ciężaru dowodu z pracodawcy na pracownika. Ma to ten skutek, że to pracownik musi wykazać, że należycie dbał o auto i że szkoda powstała z przyczyn niezależnych od niego albo z powodu niewłaściwego zabezpieczenia samochodu, za które odpowiedzialny był już pracodawca.Z racji tego, że reprezentujemy branżę motoryzacyjną nie możemy nie zapytać o Pani podejście do samochodu. Czy to dla Pani tylko środek transportu, czy może coś więcej?Lubię swój samochód. Lubię prowadzić i czytać, czyli słuchać audiobooków. To dla mnie forma relaksu.Czy to, że Pani biega, to efekt obowiązującej obecnie mody, styl życia, czy po prostu długoletnie hobby. Kto Panią zaraził tym pomysłem?Zaraziła mnie przyjaciółka ze studiów. Jest sędzią specjalizującą się w sprawach karnych, a prywatnie fanem i czynnym uczestnikiem maratonów i triathlonów. Odwiedziła mnie i po trzech dniach siedzenia w mieszkaniu, tak ją nosiło, że namówiła mnie na wspólny bieg. I tak się zaczęło. Poza tym wiele osób z warszawskiego biura Hogan Lovells czynnie uprawia bieganie, na czele z mec. Andrzejem Dębcem, partnerem w departamencie podatkowym, który swoją pasją do biegania i aktywnego spędzania wolnego czasu zaraża kolejne osoby. Nie miałam wyjścia, musiałam dołączyć (śmiech). Załóżmy, że może Pani wybrać jedną sztukę operową w dowolnym miejscu na Ziemi. Co by to było i gdzie?Uwielbiam „Traviatę" Giuseppe Verdiego. Widziałam ją dwa razy w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w inscenizacji i reżyserii Mariusza Trelińskiego, z Aleksandrą Kurzak w roli Violetty. Byłoby cudnie zobaczyć „Traviatę" w nowojorskiej Metropolitan Opera czy mediolańskiej La Scali.

Przeczytaj również
Popularne