Ministerstwo Infrastruktury planuje podnieść opłaty za badania techniczne pojazdów. Temat wraca jak bumerang, ale żaden rząd nie odważył się na podwyżki przed wyborami. Tak samo jest i tym razem. Nowelizacja ustawy jest gotowa, ba znane są nowe stawki.
Dzisiaj badanie techniczne samochodu kosztuje 98 zł. Opłata nie była zmieniana od 2004 roku, na co od lat narzekają właściciele stacji i organizacje oraz izby reprezentujące ich interesy. I choć w ich postulatach pojawiają się najróżniejsze stawki od 270, przez 240 po 200 zł jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, zapisana przez ministerstwo opłata w projekcie nowelizacji ustawy podnosi stawki zaledwie o ok. 20 – 30 proc. To oznacza, że badanie techniczne samochodu osobowego podrożeje do ok. 120 – 130 zł, z czego zadowoleni mogą być kierowcy.
Ale na tym nie koniec, bo nowelizacja wprowadza kilka innych ważnych zmian.
Przede wszystkim opata będzie drożała co roku. Ministerstwo Infrastruktury powiązało ją ze średnim wynagrodzeniem za pracę obliczanym na podstawie 4. kwartału danego roku. W efekcie cena obowiązująca kierowców będzie co roku wzrastać o ten właśnie wskaźnik. Jak tłumaczy nam Anna Szumińska Rzecznik Prasowy Ministerstwa Infrastruktury, chodziło o stworzenie mechanizmu corocznej waloryzacji.
Nowelizacja wprowadza także nowe obowiązki dla diagnostów. Najważniejsza nowość, o której też mówi się od lat, to fotografowanie samochodu lub pojazdu, który wjechał na badanie. Do bazy CEP trafiać będą zatem zdjęcia, które na ścieżce diagnostycznej zrobi autu diagnosta.
Pojawiają się także informacje, że stawka za badanie miałaby być uzależniona nie tylko od rodzaju pojazdu, ale także od rodzaju napędu. Więcej mieliby zapłacić np. kierowcy samochodów z napędem na cztery koła. Nie potwierdza tego jednak Anna Szumińska, która na tym etapie nie chce szerzej komentować doniesień prasowych.
A co z wyciętymi DPF-ami? Dzisiaj diagnosta może sprawdzić to jedynie organoleptyczne lub dymomierzem w przypadku aut z silnikami Diesla. Po nowelizacji stacje będą musiały wyposażyć się w liczniki cząstek stałych, które pozwalają wykryć, czy pojazd z silnikiem Diesla ma uszkodzony lub wycięty filtr DPF. Takie badanie także trafi na listę obowiązkowych czynności sprawdzających.
Nowelizacja ma wprowadzić także kary dla tych, którzy spóźnią się z badaniem. Wszystko po to, by zmobilizować kierowców do punktualności. Jak wynika z nieoficjalnych informacji, spóźnienie o tydzień miałoby podnieść cenę badania o 100 proc., po 3 tyg. O 200, a 90-dniowe spóźnienie o 300 proc.
To kij. A marchewka? Także z nieoficjalnych doniesień wynika, że na badanie techniczne będzie można pojechać 30 dni przed datą kolejnego przeglądu. I w odróżnieniu od tego, jak to wygląda dzisiaj, zacznie ono obowiązywać od daty zakończenia poprzedniego okresy.
Dodatkowo okres ważności badania technicznego ma być wydłużony o miesiąc. Czyli tzw. przegląd ważny będzie nie rok a 13 miesięcy.
Nowelizacja przygotowana przez Ministerstwo Infrastruktury wpisuje się w zmiany, jakie przygotowuje Unia Europejska. Ta chcąc walczyć z używanymi samochodami pod hasłem poprawy bezpieczeństwa i wpływu na środowisko zaproponowała zmiany w dyrektywach zmierzające do tego, by na terenie całej Unii auta starsze niż 10 lat kontrolowane były np. co rok (w Polsce jest już tak od dawna).
Dzisiaj badanie techniczne samochodu osobowego kosztuje dziś 98 zł brutto. W przypadku auta wyposażonego w instalację gazu LPG badanie jest droższe i kosztuje 162 zł. Przegląd okresowy motocykla to 62 zł, a ciężarówki 153 zł.
Nowy samochód musi przejść badanie po trzech latach, później po dwóch i następnie co rok.