Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
FED 2025

W tym tygodniu się nie ścigamy

W tym tygodniu się nie ścigamy, więc zerknijmy na tych najmłodszych i najmniej doświadczonych. Zapraszamy na przegląd tegorocznych „wyścigowych żółtodziobów”.

Dwutygodniowa przerwa po pierwszych pięciu wyścigach w F1 trwa w najlepsze. Wrócimy do ściągania 2 maja w Stanach Zjednoczonych, a dokładniej w Miami. Dziś jest idealny moment, żeby poddać ocenie pierwsze występy tegorocznych debiutantów. W tym sezonie mamy ich aż sześciu. Tak sześciu, zaliczam do tego grona również Liama Lawsona, który miał co prawda na swoim koncie przejechanych 12 wyścigów, jednak zawsze jeździł jako kierowca rezerwowy. Nigdy wcześniej nie zaznał presji bycia etatowym kierowcą w Formule 1. 

Schemat oceny będzie prosty. Zacznę od według mnie najgorszego, a skończę na najlepszym kierowcy debiutującym w stawce. 

Miejsce 6. Listę otwiera Jack Doohan, kierowca Alpine, który zadebiutował jeszcze podczas zeszłego sezonu w Abu Dhabi zastępując Estebana Ocona. Doohan od początku miał niełatwe zadanie. Od momentu jego wejścia do stawki mówiło się o tym, że jest tylko opcją tymczasową i szybko zostanie zastąpiony przez jedną z rewelacji zeszłego sezonu, czyli Franco Colapinto. Sam Doohan też nie ułatwił sobie zadania. Słaby start w domowym wyścigu, gdzie rozbił się na pierwszym okrążeniu – to jedno. Drugie to rosnący na domiar złego licznik punktów karnych za spowodowane kolizje podczas Grand Prix Chin. Jednak to co zostanie z nim najdłużej, to przygoda podczas Grand Prix Japonii. Australijczyk wykazał się wtedy nie lada kreatywnością, próbując przejechać zakręt numer jeden z włączonym DRSem. Było to brzemienne w skutkach i niezrozumiałe zarówno dla kibiców jak i dziennikarzy.  Kierowca na szczęście wyszedł z tego wypadku cało, a po wszystkim zostało mu tylko kilka siniaków.                                                                                                                      

Podsumowując debiut Doohan’a: potrzeba mu ogłady i więcej spokoju. Ważne, żeby zrozumiał, że czasem więcej nie znaczy lepiej. Jeśli chodzi o same wyniki, to jest to rzecz ciężka do oceny ze względu na formę bolidu Alpine. W porównaniu z zespołowym kolegą wypada jednak blado. Z pozytywów, może (przynajmniej na razie) być spokojnym o swoją posadę. Franco Colapinto nie próżnuje i był widziany na Monzy testując bolid z 2023. 

Pozycja Doohan’a w klasyfikacji generalnej to 19 miejsce. 

Miejsce 5 - Gabriel Bortoleto. Brazylijczyk, który ma być talentem na miarę Vesrtappena bądź Piastriego. Z tym drugim ma sporo wspólnego, bowiem tak jak Oscar wygrywał F2 i F3 w swoich debiutanckich sezonach. Wiadomo było, że trafiając do Saubera, czyli najgorszego zespołu w stawce nie będzie kręcił tak samo dobrych wyników.  Debiut zaliczył prawie idealny. Dobre kwalifikacje, wejście do Q2, a na dodatek pokonanie dużo bardziej doświadczonego Nico Hulkenberga można było uznać za solidny wynik. W wyścigu Gabriel prezentował się najlepiej ze wszystkich debiutantów w stawce, ale do czasu. Nie ustrzegł się błędu i rozbił swój bolid. Trzeba dodać, że był to ciężki wyścig, pełen zmiennych warunków pogodowych. Bardziej doświadczeni od niego kierowcy popełniali podobne błędy (np. Fernando Alonso).  Można więc było mu wybaczyć. Po Australii jednak kompletnie zniknął i nie zaliczył równie dobrego weekendu wyścigowego. W odróżnieniu od Doohana nie popełnia tak rażących błędów i nie widać w nim niepotrzebnej agresji. Wie jakim bolidem dysponuje i że na razie tak właśnie będą wyglądać jego wyścigi – bez angażujących akcji, pełne nauki i poznawania realiów Formuły 1. Dobrze, że nie szaleje, ale mimo wszystko brakuje mu werwy, którą chyba zgubił w Australii.

Obecnie zamyka tabelę klasyfikacji generalnej. 

Miejsce 4 – Liam Lawson. Kierowca, który miał przed sobą bardzo ciężkie zadanie – wejście w buty Sergio Pereza i zostanie kierowcą, który umożliwi Red Bullowi walkę o odzyskanie tytułu. Debiut w Red Bullu niestety kwalifikuje się zdecydowanie do zapomnienia. Nie było to jednak łatwe zdanie z tak nieprzewidywalnym bolidem. Trzeba też zaznaczyć, że to właśnie Red Bull w głównej mierze powinien zostać obarczony winą za złe występy Lawsona. Decyzja o zatrudnieniu „żółtodzioba” do tak poważnej roli nigdy nie jest dobrym pomysłem. Wcześniej kariera Lawsona przebiegała prawidłowo i był w stanie zaznaczyć swoją pozycję w zespole.  Z resztą porównując jego występy w tym zespole do występów Yukiego nie widać wielkiej różnicy. Widać za to, że po powrocie do Racing Bulls, mimo chwilowego kryzysu odżył i odbudował pewność siebie i gdyby nie kiepska strategia zespołu, miałby już na swoim koncie punkty. Lawson, gdy tylko ma szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności to ją wykorzystuje. Pokazuje, że potrafi walczyć koło w koło z innymi kierowcami i nie boi się ryzyka. Fakt zdarza się mu czasem przeholować z poziomem agresji, ale widać, że jest to kierowca świadomy. Niestety źle poprowdzony na swojej ścieżce zawodowej. To, czego mu teraz potrzeba to team, który będzie go wspierał i prowadził w rozsądny sposób jego karierę wyścigową. Porównując go do dwóch poprzednich kierowców wyróżnia go właśnie to przemyślane ryzyko i wyczucie, którym dysponuje. Warto też dodać, że Lawson ma przewagę nad innymi kierowcami w tym zestawieniu. Tak jak wspomniałem we wstępie nie jest to kierowca, który jest typowym nowicjuszem w stawce. 

Po 5 wyścigach Liam zajmuje osiemnastą pozycję w klasyfikacji generalnej. 

Miejsce 3, czyli najniższe miejsce na pudle, to – Oliver Bearman. Bearman to kolejny kierowca, który miał na koncie kilka wyścigów przejechanych zanim dołączył do stawki na pełen etat. Punktował dość regularnie (w trzech wyścigach z pięciu). Nie ma bolidu, który gwarantowałby mu regularną walkę o punkty, ale nie odstaje od zespołowego kolegi i dokłada swoją cegiełkę do walki Haasa z Williamsem o 5 miejsce w generalce. Solidny kierowca z solidnymi występami adekwatnymi do sprzętu, którym dysponuje.                                                 To co mi się w nim podoba najbardziej to swoboda, którą się wykazuje podczas ścigania. Jest tylko on i bolid i nic więcej go nie interesuje. Dobrze poradził sobie z presją i oczekiwaniami, które zbudował po kilku wyścigach w zeszłym sezonie w których wchodził jako kierowca rezerwowy w Ferrari i Haasie. 

Obecnie znajduje się na trzynastym miejscu w klasyfikacji genralnej z dorobkiem sześciu punktów.  

Moje miejsce no 2 to dość kontrowersyjny wybór, a mianowicie - Kimi Antonelli. Od samego początku swojej kariery był postrzegany jako „talent generacyjny”. Niezła karier w seriach juniorskich i bezgraniczne poparcie Mercedesa i samego szefa zespołu Toto Wolffa. Nie ciąży więc na nim dodatkowa presja, a ponadto zespół zapewnia mu najlepsze warunki do rozwoju, między innymi sesje testowe, na których według niektórych plotek Antonelli miał już przejechać długość równika. Można by powiedzieć, że żyje w idealnej bańce, a Mercedes traktuje go jako projekt długoterminowy.  Ma do tego dużo zdobytych punktów (38) i brak rażących błędów. Zatem czemu „tylko” miejsce drugie? – Moim zdaniem mając do dyspozycji tak dobry bolid, który od początku sezonu gwarantuje walkę o czołowe pozycje Kimi mógłby być wyżej w generalce. Wszyscy kierowcy wymienieni powyżej oraz Hadjar, który pojawi się akapit niżej, nie mają tak komfortowej pozycji. Muszą walczyć o każdą pozycję i dla nich sukcesem jest zdobycie jednego czy dwóch punktów, a czasami nawet miejsce jedenaste czy dwunaste spowodują uśmiech na twarzy kierowcy i jego zespołu.  Kimi jeździ bezpiecznie i dowozi poprawne wyniki. Punktów jest sporo, ale nie ma tam fajerwerków.  Nie chcę przez to powiedzieć, że jest słabym kierowcą. Po prostu brakuje mi w nim elementu magii – więcej takich odważnych akcji na torze jak w Bahrajnie, kiedy mógł utrzeć nosa samemu Maxowi Verstappenowi. Nie ma w nim wyścigowej agresji, której tylko szczypta zmieniłaby odbiór całego kierowcy i nadałaby mu więcej charakteru. Niemniej jednak ten spokój jest również cechą, którą powinien mieć każdy kierowca. To właśnie on zagwarantował mu czwarte miejsce w debiucie w zmiennym wyścigu w Australii. 

Obecnie Kimi zajmuje bardzo dobre szóste miejsce w generalce. 

Doszliśmy do samego końca – Miejsce 1 – Isack Hadjar, który jeździ dla juniorskiego zespołu Red Bulla. Trzy razy Q3, za każdym razem blisko top 10, nie tylko w kwalifikacjach, ale również w wyścigach. Mimo bardzo ciężkiego początku w Australii, kiedy to nie dojechał nawet do końca okrążenia formacyjnego. Pozbierał się mimo krytyki kibiców i członków rodziny Red Bulla. W tym miejscu warto zaznaczyć, że sama rodzina zespołów pod szyldem Red Bulla należy do tych dysfunkcyjnych i mało wspierających. Mimo tego, od Australii jest bezbłędny i konsekwentny w swoich występach. Nie widać po nim spięcia. Nie ma kompleksów i jest w stanie postraszyć rywali, którzy dysponują dużo lepszymi bolidami niż on sam.  Punktów dużo mniej niż Antonelli, bo tylko 5, ale Hadjar jeździ w ósmym zespole klasyfikacji konstruktorów, a nie w drugim. Wiadomo, że „gdybanie” czasu nie cofnie, ale Racing Bulls tak jak w przypadku Yukiego czy Lawsona nie zawsze idealnie dobiera strategię, więc były szanse na większe zdobycze punktowe. Jakby podsumować w jednym zdaniu to czemu według mnie zasługuje na pierwsze miejsce w tym zestawieniu? – Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki (stosunek bolidu do zdobytych punktów, oczekiwania, ilość wpadek, odporność psychiczna) jest kierowcą, który najlepiej przekłada możliwości na osiągnięcia. 

Na koniec, krótkie słowo podsumowania. Kierowców w Formule 1 nie zawsze można ocenić wyłącznie na podstawie klasyfikacji generalnej. Trzeba spojrzeć na to szerzej, kto i jak wykorzystuje dane mu przez zespół narzędzia i ich możliwości. Trzeba być wybitnym kierowcą zarówno, żeby utrzymać kilkuletnią dominację z najlepszym bolidem jak i walczyć o środek stawki w bolidzie pozostawiającym wiele do życzenia.


Kajetan Baranowski
Expert F1

Przeczytaj również
Popularne