Miało być 40 tys. dopłaty do używanego elektryka, będą dopłaty, ale do nowych samochodów. Bo jak wynika z analiz resort klimatu wydanie publicznych pieniędzy na używane elektryki to ryzykowny pomysł.
Rząd zmienia zdanie? Po tym, jak NFOŚiGW i resort klimatu zapowiedziały program dopłat do używanych samochodów elektrycznych i to w wysokości nawet 40 tys. zł. (środki z KPO) ustami wiceministra Jana Szyszki resort funduszy i polityki regionalnej studzi emocje. Jak powiedział PAP wiceminister, resort skłania się ku maksymalnemu ograniczeniu dopłat do aut używanych i koncentracji na dopłatach do aut nowych, ale tanich.
Według wiceministra za takim rozwiązaniem przemawia argument praktyczny — uwzględnienie jedno lub dwuletnich samochodów używanych w tym mechanizmie nie będzie stanowiło o jego efektywności. Może natomiast spiętrzyć biurokratyczne trudności w jego realizacji.
Szyszko ocenił, że program dopłat może działać łatwiej i sprawniej, jeżeli będzie przeznaczony tylko dla samochodów nowych, ale „z sufitem cenowym". Według prognoz rynku, na których bazował MFiPR, samochody używane są i w najbliższych latach będą marginesem rynku aut elektrycznych.
Nie chcemy, by dopłaty wykorzystywane były do sprowadzania do Polski używanych elektroaut gorszej jakości. Intencją polityki rozwojowej jest naszym zdaniem stymulowanie elektromobilności, ale tanich, dostępnych, powszechnych, nowych samochodów zeroemisyjnych — powiedział PAP Jan Szyszko, wiceminister funduszy i polityki regionalnej.
Na jakiej wysokości jest sufit cenowy nowego samochodu elektrycznego? Resort i wiceminister w tej sprawie milczą. Nie wiadomo, więc czy dla resortu to cena małej miejskiej Dacii Spring z najmniejszą baterią (26 kWh, zasięg 225) i najsłabszym silnikiem (45 KM), która kosztuje 79 tys. zł., cena większego, chińskiego kompaktowego elektryka MG4 z baterią 51 kWh, który kosztuje przed podwyższeniem ceł 125 200 zł, a może lepiej wyposażonego, ale nadal zwyczajnego Renault Scenic E-Tech, który w najtańszej wersji techno (60 kWh, 430 km zasięgu) kosztuje 202 900 zł.
Jedno jest pewne, ceny elektryków nie spadają, bez systemu dopłat sprzedaż jest kiepska, a rynek elektrycznych aut używanych praktycznie nie istnieje. Pomysł wsparcia właśnie używanych samochodów na baterię miał szansę dać impuls.
Polski rząd wynegocjował wykreślenie z KPO obowiązku wprowadzenia podatku od samochodów spalinowych w zamian za system wsparcia i dopłat do samochodów elektrycznych. Na ten cel przewidziano w KPO 1.6 mld zł, a część pieniędzy miała pójść na popularyzację napędu elektrycznego, ale właśnie w samochodach używanych.