Wiedząc, że jadę na prezentację nowego Passata, niezmiernie się cieszyłem, ponieważ sądziłem, że odszukam test poprzedniego modelu, dopiszę, że zmieniono grill, lampy i materiał, z którego wykonane są przyciski do szyb, i mam gotowy tekst. A tu taki numer. Inżynierowie zmienili, ale całego Passata.
Nowe podwozie i słynny już na cały motoryzacyjny świat skrót MQB, to przyczynek do tego, że w Passacie zamontowano też nowe silniki. Nowe jest również nadwozie i wykończenie wnętrza, a także karoseria. To wszystko sprawia, że nawet najwięksi sceptycy muszą przyznać, że Passat B8 to całkowicie nowy samochód. Nowy, ale czy lepszy?
Jak spadać, to z wysokiego konia, czyli: jeżeli się rozczarować, to od razu najlepszą w gamie wersją. I proszę mi wierzyć, chociaż o wiele prościej jest zawsze pisać krytyczne recenzje, to Passat nie ułatwił mi tego zadania. Już sam kolor, crimson red, co – tłumacząc na męski – można porównać do dojrzałej wiśni, jest zniewalający. Idealnie kontrastowały z tym kolorem chromowane dodatki.
Samochód pierwszy – cienka pozioma linia
Podczas jazd testowych czekało na nas niemal 100 samochodów. Naprawdę ekscytująca flota. Nie sposób było się przejechać chociaż ułamkiem dostępnych samochodów, dlatego podczas kilku godzin jazd musieliśmy się nagłowić, w co wsiąść. W ostatnich dwóch numerach naszego miesięcznika dosyć szczegółowo opisaliśmy dostępne warianty silnikowe oraz wszelkie rozwiązania i nowinki, które znajdziemy pod maską i na pokładzie nowych samochodów Volkswagena. Teraz czas na to, co często decyduje o tym, czy dany model odniesie sukces, czy nie – pora na konfrontację folderów reklamowych z rzeczywistym samochodem.
Pierwszy podział, który zastosowaliśmy, był dosyć logiczny – na wersje nadwoziowe. Zdecydowaliśmy się pierwszą trasę z lotniska do hotelu pokonać Variantem, czyli kombi, ponieważ obie wersje nadwoziowe miały premierę jednocześnie. Nie mogliśmy się także powstrzymać, aby nie przetestować najmocniejszego dostępnego w Passacie silnika wysokoprężnego, czyli 240-konnej jednostki bi-turbo TDI. Ta wersja występuje z napędem na wszystkie koła 4Motion i tylko z automatyczną skrzynią dwusprzęgłową DSG. Podsumowując nasz wybór: Volkswagen variant Highline, 240 KM bi-turbo TDI 4Motion DSG.
Jak spadać, to z wysokiego konia, czyli: jeżeli się rozczarować, to od razu najlepszą w gamie wersją. I proszę mi wierzyć, chociaż o wiele prościej jest zawsze pisać krytyczne recenzje, to Passat nie ułatwił mi tego zadania. Już sam kolor, crimson red, co – tłumacząc na męski – można porównać do dojrzałej wiśni, jest zniewalający. Idealnie kontrastowały z tym kolorem chromowane dodatki. Proszę mi wierzyć, ale nie cytuję katalogu. Przód wyznaczają poziome linie, co optycznie poszerza samochód. Wąska linia świateł, poziome światła przeciwmgłowe i chromowana listwa u dołu zderzaka determinują wygląd przodu Passata. Przedłużeniem tych linii są wkomponowane w lusterka kierunkowskazy i biegnąca przez długość nadwozia listwa. Całości dopełniają srebrne relingi dachowe. Wiem, że za długo o wyglądzie, ale właśnie o to chodzi, że nigdy nie sądziłem, że mógłbym napisać więcej niż dwa zdania o wyglądzie nowego Passata. Tył wersji variant zmienił się stosunkowo najmniej. Ciekawe są podwójne końcówki wydechu, przypominające te z Phaetona. Tylko czy obie końcówki spełniają swoją rolę, czy jedna jest tylko imitacją? Chociaż znam odpowiedź na to pytanie, czytelników pozostawię w niepewności.
Wnętrze – chciano nas oszukać i im się udało
Tylna klapa podnoszona elektrycznie, umieszczamy bagaże. Pan z obsługi uprzejmie informuje nas, że mamy książkę drogową, ale możemy także skorzystać z wbudowanej nawigacji. Oczywiście decydujemy się na nawigację, w końcu jej praca to także element testu. Miłym zaskoczeniem jest fakt, że kobiecy głos powiedział do nas po polsku. Na pierwszy etap podróży zasiadam z tyłu. Jasna, niemal biała skórzana tapicerka nie tylko aspiruje, ale jest żywcem wyjęta z modeli klasy premium. Siedząc na tylnej, podgrzewanej kanapie sprawdzam, czy mam gdzie odwiesić bluzę. Oczywiście. Trzystrefowa klimatyzacja sprawia, że nie muszę się oglądać na tolerancję temperaturową współpasażerów. Proszę kierowcę, aby wygodnie się ustawił. Miejsca na nogi nie mam dużo, mam bardzo dużo. Później okazało się, że wszystkie, a przynajmniej większość testowych modeli miała jasne środki, co było zabiegiem celowym, bo wrażenie przestronności było jeszcze podkreślone. Nic jednak nie zmieni faktu, że miejsca faktycznie wewnątrz jest dużo i znacznie więcej w porównaniu z poprzednikiem. Jest to o tyle ciekawe, że nowy model ma identyczną (minus 1 mm) długość nadwozia.
Na pierwszym możliwym punkcie zmieniłem się i usiadłem za kierownicą. Regulacja fotela i kierownicy bardzo dobra, ale to było i jest wyznacznikiem samochodów z grupy Volkswagena. Nawigację miałem już ustawioną, ale chwilę pobawiłem się systemem audio. Także był to najwyższy model, a dźwięk nie pozostawiał nic do życzenia. Nowa, trójramienna kierownica sprawia, że Passatem chce się pokonywać tylko kręte drogi. Poza tym wszelkie funkcje dotyczące samochodu można obsługiwać nie odrywając rąk od kierownicy. I teraz to, co jest jedną z większych nowości, czyli active info display. Czyli ni mniej, ni więcej tylko całkowicie wirtualny zestaw nawigacji i wskaźników. Żeby to ocenić, musi minąć trochę czasu, ponieważ jako nowość pierwsze wrażenie jest bardzo dobre. Same wirtualne zegary wymagają niewielkiej dopłaty, w granicach 1800 zł, ale aby go zamówić, musimy zdecydować się na inne elementy wyposażenia.
W przypadku, kiedy mamy duży ekran nawigacji umieszczony centralnie, AID nie jest konieczne, ponieważ klasyczne zegary są tak samo eleganckie i nie mniej praktyczne. Nie mieliśmy okazji jeździć w nocy, ale w ostrym słońcu kontrast był doskonały. Zatem można jako nowość się na taki zestaw zdecydować.
Bi-turbo, czyli moc na wszystkie koła
Chyba nikogo nie zaskoczy informacja, że skrzynia DSG pracowała rewelacyjnie, ponieważ ta skrzynia tak właśnie pracuje. Bardzo podoba mi się fakt, że tryb manualny pozwala na przeciąganie obrotów. Oczywiście, konieczne są łopatki przy kierownicy, ponieważ są fajne i już. Skłamałbym, gdybym powiedział, że moc 240 koni w połączeniu z napędem wszystkich kół 4Motion (najnowszy Haldex) daje pewność prowadzenia. Nie było po prostu możliwości, aby nawet spróbować wprowadzić na suchym, nagrzanym do 60 stopni asfalcie Passata w poślizg. Zabrakło kompetencji kierowcy i możliwości. Ale możemy powiedzieć jedno, czuje się, że Passat jest lżejszy od poprzednika nawet o 85 kg. Samochód prowadzi się jak mniejszy Golf. Sprawia wrażenie lekkiego, neutralnego i niezwykle przyjemnego w prowadzeniu samochodu. Oczywiście podczas jazdy testowej, kiedy sprawdzamy różne elementy, nie mamy możliwości nawet zbliżyć się do katalogowego spalania, które, średnie, w tej wersji wynosi podobno 5,3 l/100 km. Nam wyszło 7,7 l, ale naprawdę nie jechaliśmy eko.
Cena to 170 tysięcy złotych. Kiedy poklikamy przy opcjach, możemy dojść prawie do 200 tysięcy. Czy dużo to, czy mało? Nie odpowiem. Natomiast dla kogoś, kto zamierza rocznie przemierzać co najmniej 40 tysięcy kilometrów, taki samochód ma sens. Jeżeli jeździmy mniej, dla niego polecam inną wersję.
Samochód drugi, czyli mały też może
Drugą trasę postanowiliśmy pokonać samochodem skrajnie różnym od pierwszego. Czyli po pierwsze sedan, po drugie benzyna, po trzecie z manualną skrzynią biegów, a po czwarte w nudnym srebrnym kolorze.
Wsiadamy, wnętrze, a jakże jasne. Wita nas od razu duży ekran nawigacji. Klapa także otwierana elektrycznie. Światła wykonane w technologii LED jako opcja. Oczywiście, samochód stoi na opcjonalnych, osiemnastocalowych kołach, ale nie możemy się temu dziwić, to przecież prezentacja i każdy chce pokazać, co ma najlepszego. Do bagażnika w wersji sedan nie możemy mieć uwag, pomieści on 586 litrów (wersja kombi 650). Otwór załadunkowy jest duży a możliwość aranżacji tej przestrzeni wystarczająca.
Teraz słówko o silniku. 1.4 TSI i moc 150 KM to dobre połączenie, a nawet doskonałe. Udało nam się uzyskać spalanie 5,9 l/100 km przy bardzo dynamicznej jeździe. Poza tym system odłączania cylindrów sprawdził się doskonale i na zjazdach czy podczas jednostajnej jazdy wyświetlał się komunikat, że jedziemy na dwóch cylindrach. Najbardziej w wersji 150-konnej z manualną skrzynią czuć było różnicę w masie. Samochód naprawdę odchudzono i prowadzi się pewnie jak samochód segmentu C. To także zasługa precyzyjnego układu kierowniczego. Idealna opcja dla kogoś, kto dużą część przebiegów zrobi w mieście.
Jeszcze nie tak dawno nie byłem przekonany do wysilonych małych silników montowanych w tak dużych samochodach jak Passat, ale te przejechane kilometry sprawiły, że chyba zmienię zdanie. Cena tego modelu, to 117 tysięcy. Oczywiście w podstawie.
Kto testował: Tomasz Siwiński
Co: Volkswagen Passat
Gdzie: Sardynia
Kiedy: 20.10.2014
Ile: 170 km
Samochód wymyślony, zaprojektowany i wykonany na najwyższym poziomie z zachowaniem rozsądnych cen.
Wiele elementów decydujących o atrakcyjności wizualnej wymaga dopłaty.