Gdyby nie VW Golf, to miałbym piękny argument na poparcie tezy, że sprzedają się tylko samochody jakieś, które jedni uwielbiają, a inni nienawidzą. Trudno, wysunę inną tezę – Mercedes to najlepsza marka samochodów na świecie, ponieważ auto robione młotkiem potrafi sprzedać za grubo ponad milion złotych.
Przepraszam za to, że tekst będzie prawdopodobnie niespójny, chaotyczny, subiektywny i skrajny w osądach opisywanego modelu, ale takie właśnie mną targają emocje. Otworzyłem materiały prasowe w języku obcym, ponieważ chciałem przedstawić konkretne dane. Twarde dane, niepodważalne dane. Jednak zrezygnowałem z tego. Takie dane są w folderach. Nie, nie będę bazował na liczbach, zacznę od początku.
Magna Steyr
W tej austriackiej fabryce powstaje samochód Mercedesa, za który mógłbym przesunąć wewnętrzną granicę swojej moralności. Gelenda. Dla jednych najwspanialszy okaz samochodu terenowego (nie SUV-a!), dla innych jeżdżący kiosk na kołach, a dla jeszcze innych dowód, że dział aerodynamiki Mercedesa jest na tyle niezależny, że parametr współczynnika oporu powietrza ma głęboko w nosie. Ja zaliczam się do grupy wyznawców tego samochodu, a moje oddanie do niego wzrosło po wizycie w fabryce.
Silniki zgoda, są dostarczane na miejsce, ale cała reszta jest robiona i montowana na miejscu, w tej imponującej fabryce w austriackim Graz. Podczas wizytacji olbrzymiego terenu fabryki Magna Steyr, podziw mieszał się z przerażeniem. Niestety, trzeba uwierzyć na słowo, ponieważ przed wejściem na teren fabryki zabrano mi aparat, telefon, a nawet szkicownik. Z przerażeniem wyczekiwałem, czy nie wyłupią mi oczu.
Byłem w wielu fabrykach, gdzie imponujące roboty wykonywały pracę setek ludzi w kilka sekund. Widziałem, jak z kawałka blachy powstaje samochód. Czego spodziewałem się po wizycie w tej manufakturze, w najlepszym tego słowa znaczeniu, nie wiem, ale chyba nie tego, co zobaczyłem. Wszystko robione jest ręcznie. Profil drzwi poprawiany jest młotkiem, uszczelki dociskane młotkiem, a śrubki dokręcane śrubokrętem. Samochód powstaje za pomocą ludzkich mięśni. Spawy wykonuje spawacz, maluje lakiernik. Brzmi to dziwnie, ale proces mechanizacji produkcji tego samochodu jest tak znikomy, że aż trudno uwierzyć, że jest to jeden z najdroższych samochodów w gamie koncernu. To, co mnie jeszcze uderzyło, to różnorodność wersji. Na jednej taśmie produkcyjnej stoi Gelenda z silnikiem wysokoprężnym V6, za nią wersja G63AMG, po czym goła wersja Profesjonal, znowu G63 AMG i potężna wersja dla wojska. Bajeczny widok.
Niestety, trzeba uwierzyć na słowo, ponieważ przed wejściem na teren fabryki zabrano mi aparat, telefon, a nawet szkicownik. Z przerażeniem wyczekiwałem, czy nie wyłupią mi oczu.
Obłęd
Rocznie z taśm fabryki zjeżdża 6600 Mercedesów Klasy G, z czego większość to wersje AMG. Teraz wypada się odnieść do obłędu. Najsłabsza jednostka to wysokoprężny V6 o mocy 211 KM. Duży, bo wynoszący 540 Nm, nie tylko jest wystarczający – jest zdecydowanie za duży. Matko, jak się cieszę, że w dobie elektrycznych, hybrydowych samochodów, przy ogólnej fetyszyzacji downsizingu i emisji CO2 jest koncern, którego najsłabszy model ma moc niewielkiej elektrowni i moment obrotowy będący w stanie zatrzymać Ziemię. Jeżeli to jest najsłabszy silnik, to co mamy dalej. Dalej, jest już mocniej, drożej, potężniej i szaleńczo.
7G-Tronic Plus to skrzynia biegów, która jest odpowiedzialna za dystrybucję między cztery koła momentu obrotowego. Ile mocy i momentu jest w wersjach benzynowych? Piekielnie dużo.
Najsłabsza, chociaż lepiej brzmi najmniej potężna, jednostka benzynowa to V8 o pojemności 5,5 litra, mocy 387 KM i momencie obrotowym wynoszącym 530 Nm. Najmniejsza!
A skoro to jest wersja eco, to co mamy dalej? AMG. Trzy litery, które obrazują, że żarty się skończyły. W Gelendzie żarty dopiero się zaczynają. G63 AMG to motoryzacyjna kwintesencja dania złożonego z obłędu, szaleństwa i spalin. Bo przecież V8 to dobry silnik, ale V8 biturbo to silnik jeszcze lepszy. 544 konie mechaniczne, to także lepszy wynik niż 387, prawda? Więc wersja G63 AMG dysponuje momentem obrotowym rzędu 760 Nm. To prawda. Co mam napisać, że tak nie jest, skoro jest. Widziałem. Na własne oczy. Ale to nie jest obłęd, o nie. Obłędem jest to, co zobaczyłem i usłyszałem później – G65 AMG!
Zastanawia mnie, jak w kaftanie bezpieczeństwa można projektować samochód. Widać można, bo nie wierzę, że ktoś niespowity w koszulę z nieco za długimi rękawami mógł wpaść na pomysł zrobienia tego dyliżansu szatana. V12 o pojemności 6 litrów z dwiema turbosprężarkami ma moc 612 KM i 1000 Nm momentu obrotowego. Mogli mi wydłubać oczy i przebić bębenki, bo życie było lepsze, kiedy nie zdawałem sobie sprawy, że za zachodnią granicą mojej ojczyzny produkują takie samochody. Miało nie być liczb, ale limitowana seria G65 AMG kosztuje 1 250 000 zł. Jak powiedział mi Marek Sworowski z PR-u Mercedesa, to koszt gołej wersji, a kto kupuje gołą.
„Weź to mięso z Gelendy”
Usłyszałem podczas obiadu z ust Marka Sworowskiego tonem nieznoszącym sprzeciwu, kiedy plasterek wybornej lokalnej szynki zahaczył o miniaturowy model Klasy G ustawiony na stole. No cóż, z miłośnikami tego modelu tak już jest, że są ortodoksyjni.
Ale nie o obiedzie będzie, tylko o tym, co tak naprawdę sprzedaje te samochody, czemu używany model z 1987 roku kosztuje 37 tysięcy i jest to okazja.
Nie jest to obiektywne, ale chciałbym mieć taki samochód, najlepiej w wersji Professional. Dla przybliżenia: to wersja, gdzie w podłodze są korki spustowe, żeby miała którędy wylecieć woda. Ale rynek oczekuje czegoś innego – luksusowych terenówek. Dlatego Gelenda otrzymała wszelkie atrybuty samochodu luksusowego, nie tracąc przy tym swoich właściwości terenowych. Mamy nawigację, kontrolę trakcji, skórzaną tapicerkę, bi-ksenony. Miałem powiedzieć, co tak naprawdę powoduje ludźmi, którzy są w stanie wydać na samochód więcej, niż ja wydam na wszystko przez całe moje życie, wliczając w to kredyty. Decydują o tym właściwości terenowe. Oczywiście, reduktor, centralny mechanizm różnicowy z blokadą, także blokada przedniego mostu i blokada tylnego mostu. To wszystko robi wrażenie, kiedy okazuje się, że masz do dyspozycji pięć Gelend, z kierowcami nieznającymi strachu, ale za to znającymi górę testową, po której będziemy jeździć.
To, po jakim terenie, z jaką prędkością wjechali i zjechali z góry kierowcy, to, jak zawieszenie wybierało nierówności, to, jaki cały czas mamy w zapasie moment obrotowy, jest...
Jeżdżę w terenie i to terenowym samochodem, który bardzo lubię. Ale dopiero dzięki Gelendzie odkryłem gdzie leży mój terenowy punkt G.
Kto testował: Tomasz Siwiński
Co: Mercedes-Benz Klasa G
Gdzie: Graz
Kiedy: 5.10.2012
Ile: 50 km
Legenda.
Hmm...