Zamknij Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.
FED 2025

Mazda MX-5 RF - Warto mieć wyobraźnię

Sztywny składany dach ma swoje niepodważalne zalety i Mazda dobrze o tym wie. Dlatego do dostępnego w salonach kabrioletu z miękkim dachem dołącza druga odmiana nadwoziowa opisana skrótem RF.


Kabriolety są fantastyczne. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł mieć samochód z innym nadwoziem, mieszkając np. w słonecznej Kalifornii. Przy słabszej pogodzie, czyli niemal wszędzie indziej na świecie, to już nie jest taki genialny pomysł. Tak się wydaje każdemu, kto nie odwiedził deszczowej Anglii. Mazdę MX-5 widać tam na każdej ulicy, a rynek brytyjski pochłania te auta w ilościach niezwykłych. Ale miękki dach nie cieszy się na Wyspach takim wzięciem, od kiedy mała Mazda w poprzedniej odsłonie zadebiutowała w wersji ze sztywnym składanym dachem. Od tamtej pory aż 80% MX-5ek wybieranych jest tam właśnie w tej wersji. Tak więc to głównie dla nich postała wersja RF (Retractable Fastback), łącząca zalety małego coupe z możliwością jazdy bez dachu nad głowami. No dobrze, ale czy u nas warto interesować się Mazdą MX-5? Owszem, ale żeby ją kupić, oprócz pieniędzy trzeba mieć tylko odrobinę wyobraźni.
To jeden z ostatnich, jeżeli nie ostatni samochód, który nie jest niczym poza tym, czym jest. A jest niewielkim kabrioletem.

Samochód jak kiedyś


Jadąc kiedyś drogą osiedlową, z daleka zauważyłem zaparkowaną Mazdę MX-5. Przykuła moją uwagę tym, że w środku nie było nikogo, a dach leżał złożony za fotelami. Zwykły ludzki strach przed nieoczekiwanym deszczem powinien przekonać właściciela do zaniechania takich praktyk, ale wkrótce stan zdziwienia jeszcze bardziej się pogłębił. Samochód był na niemieckich tablicach, co samo w sobie nie jest przecież zbrodnią, ale było coś jeszcze. Na prawym fotelu przymocowany był fotelik dla dziecka.

To genialne, pomyślałem. Sam, nie posiadając berbeci, rozmarzyłem się, wyobrażając sobie własne dzieciństwo, które w takim aucie mógłbym spędzić na przednim fotelu, bo tylnej kanapy najzwyczajniej brak. Od maleńkości patrzyłbym na drogę, a widoku nie zasłaniałyby mi żadne zagłówki. Prawie jak dorosły człowiek, choć oczywiście w foteliku. Idealnie pasowałby jakiś Racing Edition, mocno trzymający w ostrych zakrętach. Gdybym miał jeszcze w rączkach małą kierownicę...

Niewiele miejsca, wiele radości


Z bujania w obłokach wyciągnęło mnie lądowanie. Jesteśmy w Barcelonie, mieście cierpiącym od nadmiaru turystów. Turyści zaś cierpią tu jakby mniej, choćby z powodu pogody. Mimo mroźnej na północy zimy w stolicy Katalonii przywitała nas temperatura 16 st. C. Na plusie, rzecz jasna. Mógłbym pomarudzić na brak słońca skrywającego się za szarymi chmurami, zwłaszcza że za kilka chwil wsiądę do samochodu, którego jedną z głównych zalet jest możliwość jazdy z niebem nad głową. Ale nie marudzę, wręcz przeciwnie, cieszę się jak dziecko.

Mazda obiecuje, że do mikrobagażnika MX-5 RF, mającego identyczną pojemność 127 litrów jak ten w wersji z miękkim dachem, mieszczą się dwie podręczne walizki i rzeczywiście tak jest. Po bokach zostaje jeszcze nieco miejsca na drobiazgi, choćby torbę z aparatem. Wnętrze nie rozpieszcza przestrzenią. Jest to samochód uszyty na wymiar typowego Japończyka. Oznacza to, że ze swoimi 182 cm wzrostu uchodzę już za nieco ponadwymiarowego. Dobra wiadomość jest taka, że fotel można jeszcze odrobinę odsunąć, gorzej z dachem. A w zasadzie wcale nie gorzej, bo za naciśnięciem magicznego guziczka w 13 sekund znika gdzieś między fotelami a bagażnikiem razem z tylną szybą. Zostają jedynie słupki i coś na kształt windshota z przezroczystego tworzywa.

Pod maską budzi się do życia dwulitrowy silnik o mocy 160 KM. Układ wydechowy próbuje brzmieć basem, ale nie bardzo mu to wychodzi. Pora ruszać w kierunku przygody. Nawigacja od razu kieruje nas na drogę przecinającą Parc Natural del Garraf. Jest kręta, wąska, mało uczęszczana, czyli wręcz wymarzona do testu małego sportowego auta. Na ostrych podjazdach, witających wszystkich odwiedzających to miejsce, MX-5 łapie nieco zadyszki i nie przyspiesza tak ochoczo, jak oczekuje się od współczesnego samochodu jej pokroju, ale to przecież nie jej dziedzina. Nie po to ją zaprojektowano. Wartość przyspieszenia podawana na papierze (7,4 s) nie spowoduje u nikogo opadu szczęki, chyba że oczekiwał o dwie sekundy krótszego czasu.

Miłość do MX-5 jest możliwa tylko wtedy, gdy uwielbiamy jak to auto nami miata, tj. miota, przepraszam. Tak naprawdę to żadne poświęcenie, fotele doskonale trzymają w każdej sytuacji, a kabina jest na tyle ciasna, że trudno się poobijać. Wnętrze niemal nas otula i to musi wystarczyć. Strachliwi nie znajdą swojej (cykor) łapki, więc muszą nauczyć się trzymania rączek przy sobie.

Miłość do MX-5 jest możliwa tylko wtedy, gdy uwielbiamy jak to auto nami miata, tj. miota, przepraszam.

Droga przez Del Garraf to świetny poligon doświadczalny. Różnice poziomu terenu i setki zakrętów, z których każdy jest inny, pozwalają wczuć się w samochód albo ‒ jak mówi Mazda ‒ zjednoczyć z nim w ramach jinba ittai, japońskiej sztuki celnego strzelenia z łuku w pełnym galopie. Brzmi jak sztuczka z filmu o dalekowschodnim Janosiku, ale oni naprawdę mieli takie pomysły. Układ kierowniczy jest bardzo precyzyjny i nie przeszkadza, że wspomagany elektrycznie. Zawieszenie pracuje, uginając się dość głęboko, choć w środku tego w ogóle nie czuć, a granice przyczepności ustawione są daleko poza zasięgiem przeciętnego kierowcy. Jak już się pojawią, auto da znać lekką podsterownością. Inaczej jest na ciasnych zakrętach z małymi prędkościami, tu nawet na suchym asfalcie łatwo o wymuszone zarzucenie krótkim tyłem. Strach jest nie na miejscu, dwulitrówka w standardzie jest obdarzona błogosławieństwem LSD, mechanizmu różnicowego o ograniczonym poślizgu. Ten niemal gwarantuje, przy odrobinie kontry przyklejoną do rąk kierownicą, zapanowanie nad nieoczekiwanym poślizgiem.

Słabsza też fajna


Do jazdy po hiszpańskiej autostradzie, po której wolno pędzić 120 km/h, lepiej zamknąć dach. Nie chodzi o temperaturę, która w międzyczasie spadła o kilka stopni, gdyż malutkie wnętrze szybko się nagrzewa i chłodne powietrze na zewnątrz jakoś nie przeszkadza. Za to przy większych prędkościach zawirowania powietrza zaczynają być dokuczliwe. Sęk w tym, że do tego trzeba praktycznie stanąć. 13-sekundowa operacja może być wykonywana przy prędkości do 10 km/h. Po zamknięciu się RF jest cichszy od wersji z miękkim dachem, ale nie jest idealnie dopracowany aerodynamicznie i szum wiatru po pewnym czasie zaczyna irytować. Na szczęście można go zagłuszyć opcjonalnym zestawem stereo firmy Bose.

Krótka przerwa to okazja, by zmienić auto. Moja ciekawość jest silniejsza od zdrowego rozsądku, biorę więc kluczyki od wersji z mniejszym silnikiem o pojemności 1,5 litra. Znam go z Mazdy 3, gdzie w dużo słabszej 100-konnej specyfikacji, delikatnie mówiąc, jest złem koniecznym. Ale tu – zaskoczenie. Nie wiem jak to możliwe, ale to dwa różne światy. W MX-5 RF generuje 131 KM przy 7 tys. obrotów, a czerwone pole zaczyna się przy 7,5 tys. To zmienia wszystko, bowiem elastyczność małej wiertareczki kompensuje niższą moc. Skrzynia jest tu ta sama, ostra, precyzyjna, choć nie tak mocno hacząca na sportowo, jak w Toyocie GT-86. Co jeszcze lepsze, wcale nie czuć różnicy osiągów w stosunku do mocniejszego silnika, a przecież podstawowa jednostka rozpędza Mazdę do setki w o ponad sekundę dłuższym czasie (8,6 s). Szkoda, że nie ma tu LSD i że w Polsce MX-5 RF 1.5 dostępna jest tylko z podstawowym wyposażeniem. Ten silnik jest naprawdę świetny.

Lepsze jest wrogiem dobrego


Na koniec jeszcze krótka przygoda z nowością, jaką jest automatyczna przekładnia oferowana opcjonalnie w RF 2.0 za dopłatą. Klasyczna konstrukcja hydrokinetyczna nie daje nadziei na doskonałe osiągi i rzeczywiście, jej dynamika jest na poziomie słabszego silnika 1,5 l, ale ostrości działania odmówić jej nie można. Największym zaskoczeniem są łopatki pod kierownicą. Oczywiście nie to, że tam są, ale że wydawane nimi komendy mają błyskawiczne przełożenie na pracę skrzyni.

Problemem modelu RF jest wizerunek. Nie po to idzie się do salonu Mazdy po nową MX-5, by zamówić cięższą o 45 kg wersję z dodatkowym balastem i to w dodatku z automatem. A może ja to źle widzę, w końcu to nadal bardzo przyjemny w prowadzeniu samochód, któremu na krętej drodze niczego nie brakuje. A gdyby moja lepsza połówka posiadała takie ociężałe niepraktyczne autko z dwoma pedałami w podłodze, to z pewnością i tak szukałbym okazji, by je od niej co jakiś czas pożyczyć. Żeby... coś bym wymyślił.

Gdyby do zakupu samochodu zawsze podchodzić pragmatycznie, to Mazda MX-5 nie miałaby żadnych szans na sukces. A jednak od 1989 roku znalazła już ponad milion nabywców. To prawda, aby ją kupić trzeba mieć wyobraźnię. Trzeba umieć zaszaleć, by tym małym p ołykaczem zakrętów wpaść na autostradę i przejechać pół Europy. W dodatku z dzieckiem na prawym fotelu. By stwierdzić, że mały bagażnik nie jest przeszkodą w codziennym użytkowaniu, a do ewentualnej przeprowadzki można wynająć firmę. Bo jak nie w tym życiu, to w którym?

Kto testował: Marcin Lewandowski

Co: Mazda MX-5 RF

Gdzie: Barcelona

Kiedy: 19.01.2017

Ile: 200 km

Dwa w jednym (kabrio i coupe), świetne prowadzenie, udana stylistyka, szybko działający automat.

Szumy powietrza, składanie dachu do 10 km/h, brak LSD w wersji 1.5.

Przeczytaj również
Popularne