To jeden z ostatnich, jeżeli nie ostatni samochód, który nie jest niczym poza tym, czym jest. A jest niewielkim kabrioletem.
To genialne, pomyślałem. Sam, nie posiadając berbeci, rozmarzyłem się, wyobrażając sobie własne dzieciństwo, które w takim aucie mógłbym spędzić na przednim fotelu, bo tylnej kanapy najzwyczajniej brak. Od maleńkości patrzyłbym na drogę, a widoku nie zasłaniałyby mi żadne zagłówki. Prawie jak dorosły człowiek, choć oczywiście w foteliku. Idealnie pasowałby jakiś Racing Edition, mocno trzymający w ostrych zakrętach. Gdybym miał jeszcze w rączkach małą kierownicę...
Mazda obiecuje, że do mikrobagażnika MX-5 RF, mającego identyczną pojemność 127 litrów jak ten w wersji z miękkim dachem, mieszczą się dwie podręczne walizki i rzeczywiście tak jest. Po bokach zostaje jeszcze nieco miejsca na drobiazgi, choćby torbę z aparatem. Wnętrze nie rozpieszcza przestrzenią. Jest to samochód uszyty na wymiar typowego Japończyka. Oznacza to, że ze swoimi 182 cm wzrostu uchodzę już za nieco ponadwymiarowego. Dobra wiadomość jest taka, że fotel można jeszcze odrobinę odsunąć, gorzej z dachem. A w zasadzie wcale nie gorzej, bo za naciśnięciem magicznego guziczka w 13 sekund znika gdzieś między fotelami a bagażnikiem razem z tylną szybą. Zostają jedynie słupki i coś na kształt windshota z przezroczystego tworzywa.
Pod maską budzi się do życia dwulitrowy silnik o mocy 160 KM. Układ wydechowy próbuje brzmieć basem, ale nie bardzo mu to wychodzi. Pora ruszać w kierunku przygody. Nawigacja od razu kieruje nas na drogę przecinającą Parc Natural del Garraf. Jest kręta, wąska, mało uczęszczana, czyli wręcz wymarzona do testu małego sportowego auta. Na ostrych podjazdach, witających wszystkich odwiedzających to miejsce, MX-5 łapie nieco zadyszki i nie przyspiesza tak ochoczo, jak oczekuje się od współczesnego samochodu jej pokroju, ale to przecież nie jej dziedzina. Nie po to ją zaprojektowano. Wartość przyspieszenia podawana na papierze (7,4 s) nie spowoduje u nikogo opadu szczęki, chyba że oczekiwał o dwie sekundy krótszego czasu.
Miłość do MX-5 jest możliwa tylko wtedy, gdy uwielbiamy jak to auto nami miata, tj. miota, przepraszam. Tak naprawdę to żadne poświęcenie, fotele doskonale trzymają w każdej sytuacji, a kabina jest na tyle ciasna, że trudno się poobijać. Wnętrze niemal nas otula i to musi wystarczyć. Strachliwi nie znajdą swojej (cykor) łapki, więc muszą nauczyć się trzymania rączek przy sobie.
Miłość do MX-5 jest możliwa tylko wtedy, gdy uwielbiamy jak to auto nami miata, tj. miota, przepraszam.
Krótka przerwa to okazja, by zmienić auto. Moja ciekawość jest silniejsza od zdrowego rozsądku, biorę więc kluczyki od wersji z mniejszym silnikiem o pojemności 1,5 litra. Znam go z Mazdy 3, gdzie w dużo słabszej 100-konnej specyfikacji, delikatnie mówiąc, jest złem koniecznym. Ale tu – zaskoczenie. Nie wiem jak to możliwe, ale to dwa różne światy. W MX-5 RF generuje 131 KM przy 7 tys. obrotów, a czerwone pole zaczyna się przy 7,5 tys. To zmienia wszystko, bowiem elastyczność małej wiertareczki kompensuje niższą moc. Skrzynia jest tu ta sama, ostra, precyzyjna, choć nie tak mocno hacząca na sportowo, jak w Toyocie GT-86. Co jeszcze lepsze, wcale nie czuć różnicy osiągów w stosunku do mocniejszego silnika, a przecież podstawowa jednostka rozpędza Mazdę do setki w o ponad sekundę dłuższym czasie (8,6 s). Szkoda, że nie ma tu LSD i że w Polsce MX-5 RF 1.5 dostępna jest tylko z podstawowym wyposażeniem. Ten silnik jest naprawdę świetny.
Problemem modelu RF jest wizerunek. Nie po to idzie się do salonu Mazdy po nową MX-5, by zamówić cięższą o 45 kg wersję z dodatkowym balastem i to w dodatku z automatem. A może ja to źle widzę, w końcu to nadal bardzo przyjemny w prowadzeniu samochód, któremu na krętej drodze niczego nie brakuje. A gdyby moja lepsza połówka posiadała takie ociężałe niepraktyczne autko z dwoma pedałami w podłodze, to z pewnością i tak szukałbym okazji, by je od niej co jakiś czas pożyczyć. Żeby... coś bym wymyślił.
Gdyby do zakupu samochodu zawsze podchodzić pragmatycznie, to Mazda MX-5 nie miałaby żadnych szans na sukces. A jednak od 1989 roku znalazła już ponad milion nabywców. To prawda, aby ją kupić trzeba mieć wyobraźnię. Trzeba umieć zaszaleć, by tym małym p ołykaczem zakrętów wpaść na autostradę i przejechać pół Europy. W dodatku z dzieckiem na prawym fotelu. By stwierdzić, że mały bagażnik nie jest przeszkodą w codziennym użytkowaniu, a do ewentualnej przeprowadzki można wynająć firmę. Bo jak nie w tym życiu, to w którym?
Kto testował: Marcin Lewandowski
Co: Mazda MX-5 RF
Gdzie: Barcelona
Kiedy: 19.01.2017
Ile: 200 km
Dwa w jednym (kabrio i coupe), świetne prowadzenie, udana stylistyka, szybko działający automat.
Szumy powietrza, składanie dachu do 10 km/h, brak LSD w wersji 1.5.