Hyundai Santa Fe nie ma kompleksów nawet wobec SUV-ów segmentu Premium, tak w zakresie stylistyki, prowadzenia, wyposażenia, wykończenia, jak i funkcjonalności wnętrza. Trudno jednak przełknąć fakt, że za odmłodzonego Hyundaia trzeba aż tyle zapłacić.
Trzecia generacja tego modelu jest wytwarzana w Korei Południowej oraz Stanach Zjednoczonych od 2012 roku. W zeszłym roku Santa Fe doczekał się dyskretnej modernizacji wizualnej oraz zyskał wiele nowych systemów podnoszących komfort i bezpieczeństwo jazdy.
Bardziej drapieżny
Hyundai Santa Fe jest największym SUV-em koreańskiej marki dostępnym w Polsce. Przy długości 469 cm jest on 21,5 cm dłuższy od kompaktowego Tucsona. Topowy model można nabyć również w przedłużonej o 22,5 cm wersji Grand, ale nie wygląda ona już tak zgrabnie i elegancko jak klasyczny Santa Fe. Koreański SUV robi wizualnie ciekawsze wrażenie niż większość europejskich i japońskich SUV-ów. Masywna, nieco drapieżna, ale jednocześnie niepozbawiona elegancji, sylwetka zwłaszcza w segmencie aut terenowo-rekreacyjnych uchodzi za zaletę. Dolne partie zderzaków, progi oraz nadkola wykończono czarnym tworzywem, co nie tylko poprawia estetykę pojazdu, ale czyni go optycznie lżejszym. Znalezienie zmian w nadwoziu modelu po liftingu jest możliwe wyłącznie po zestawieniu obu SUV-ów. W odmłodzonym modelu kierunkowskazy na lusterkach bocznych powędrowały nieco niżej. Z przodu znacznie różni się zderzak, w którym wloty powietrza i lampy przeciwmgielne zyskały nowe kształty. Kształt kloszy reflektorów nie zmienił się, ale ich wsad i ułożenie żarówek i owszem. Z tyłu również zmodyfikowano zderzak oraz zmieniono układ lamp w kloszu o dotychczasowym kształcie. Wprowadzone w nim LED-y w kształcie odwróconych liter C wyglądają znacznie bardziej efektownie.
Garść pozytywnych zmian
Gdy usiądziemy na fotelu, usłyszymy miły dźwięk powitalny. Ten gadżet Hyundai stosuje już od kilku lat w topowych modelach. Pod względem ergonomii w modelu przed faceliftingiem nie było się do czego przyczepić. Jednak inżynierom udało się jeszcze coś poprawić. Producent zdecydował się na odświeżenie głównie dwóch elementów na desce rozdzielczej, tj. zestawu zegarów oraz układu przycisków na środkowej konsoli. W zestawie zegarów zmieniło się ich rozłożenie oraz zniknął niebieski kolor podświetlenia. Przyciski sterowania radiem pod ekranem nawigacji obecnie umieszczono na nieco wysuniętym panelu, na którym możemy wygodniej oprzeć rękę, by precyzyjniej wybierać palcami funkcje na ekranie. Elegancji wnętrzu dodają jaśniejsze wstawki oraz dobrej jakości różnokolorowe tworzywa. Jak przystało na rosłego i dopracowanego SUV-a, wnętrze jest przestronne, a fotele wygodne. Tylna kanapa ma dzielone oparcie i siedzisko w proporcjach 40/20/40. Możemy więc siedzisko niezależnie przesuwać, a oparcie pochylać. Przy pięciorgu pasażerów mamy jeszcze do dyspozycji bagażnik o pojemności 585 litrów, który po opuszczeniu oparć kanapy powiększa się do 1680 litrów. W bagażniku praktycznym dodatkiem jest gniazdko 230V. Ładowność Santa Fe jest jak na SUV-a imponująca – od 740 do 808 kg. Hyundai może ciągnąć przyczepę hamowaną o masie 2500 kg i niehamowaną o masie 750 kg.
Komfortowy i przewidywalny
Santa Fe jest dostępny nad Wisłą z jednym z dwóch silników Diesla: 2-litrowym motorem CDRi o mocy 150 KM lub testowanym 2.2 CDRi/197 KM. Mocniejszy motor osiąga maksymalny moment obrotowy 436 Nm w zakresie 1800–2500 obr./min i pozwala na rozpędzenie tego 1,8-tonowego auta do setki w 10 sekund. Automatyczna 6-biegowa skrzynia jest najsłabszym elementem układu napędowego. Co prawda zmienia przełożenia poprawnie i nie szarpie specjalnie przy redukcji biegów. W zestawieniu z modelem ze skrzynią manualną wersja z automatem jest jednak mniej dynamiczna oraz bardziej łapczywa na paliwo. W ruchu miejskim spalanie jest w niej półtora litra większe na setkę (ok. 10 l/100 km), a w trasie około 1 l/100 km (7 l/100 km).
Prowadzenie Santa Fe jest przyjemnością. Układ kierowniczy nie jest co prawda tak gumowaty jak w koreańskich autach sprzed kilku lat, do komunikatywności znanej np. z BMW X3 wyraźnie mu brakuje, ale na tle innych rywali nie można mu nic zarzucić. Cenną funkcjonalnością, znaną z innych modeli Hyundaia, jest możliwość wyboru intensywności wspomagania kierownicy Flex Steer spośród trybów Comfort, Normal i Sport. Poruszanie się tym SUV-em w mieście ułatwiają sporej wielkości lusterka boczne oraz kamera cofania wraz z czujnikami zbliżeniowymi. Zawieszenie Hyundaia zestrojono komfortowo, skutecznie tłumi ono nierówności nawierzchni, a samochód nie wpada w przesadne bujanie podczas jazdy po dłuższych pofałdowaniach. Podobnie nadwozie nie wychyla się znacząco podczas szybszego pokonywania zakrętów. Podczas jazdy po suchym asfalcie załączony jest napęd jedynie na przednią oś. Moment obrotowy trafia na oś tylną w momencie uślizgu osi przedniej lub też po załączeniu przyciskiem blokady międzyosiowej (działa do prędkości 40 km/h). Wówczas moc jest rozdzielana równomiernie w proporcjach 50/50. Symboliczny prześwit 18,5 cm pozwala bezpiecznie przejechać co najwyżej nieutwardzoną, błotnistą drogę.
Prawie jak Q5
Santa Fe po faceliftingu został wyposażony w nowe systemy poprawiające bezpieczeństwo czynne, w tym funkcję automatycznego hamowania, układ wykrywający pojazdy w martwym polu czy też automatyczne światła drogowe. Bardzo przydatnym systemem jest również adaptacyjny tempomat. Już najtańsza wersja Hyundaia Santa Fe jest bogato wyposażona. Na pokładzie znajdziemy m.in. siedem poduszek powietrznych, w tym kolanową, pełną elektrykę szyb i lusterek, ogrzewanie przedniej szyby, dwustrefową automatyczną klimatyzację, podgrzewane siedzenia przednie, rozbudowany system audio, kierownicę pokrytą skórą, kamerę cofania z czujnikami parkowania i tempomat. Za najtańszy wariant 2.0 CRDi/150 KM z napędem na przednią oś trzeba wyłożyć 134,9 tys. zł, ale za napęd na cztery koła trzeba dopłacić 8 tys. zł. Niewiele więcej zapłacimy za Kię Sorento, ale już z 2-litrowym 185-konnym dieslem. Hyundaia można w zasadzie zestawiać cenowo z markami premium. Różnica cen między najtańszym Audi Q5 Quattro a Santa Fe o tej samej mocy 150 KM wynosi 18 tys. zł. W droższych wariantach te różnice się tylko zmniejszają. Niemiecki SUV jest co prawda gorzej wyposażony, ma krótszą gwarancję, ale wyraźnie większy prestiż i notuje niższy spadek wartości. Dla wielu Polaków wybór auta w tym zestawieniu jest prosty, co widać po wynikach sprzedaży. Na jednego Santa Fe zarejestrowanego w zeszłym roku przypadło dziesięć egzemplarzy Audi Q5. Z pewnością Hyundai Santa Fe jest jednym z najlepszych SUV-ów na rynku, ale na lepsze postrzeganie w oczach klientów i wizerunek zbliżony do niemieckich marek premium musi jeszcze popracować.
Kto testował: Przemysław Dobrosławski
Co: Hyundai Santa Fe 2.2 CRDi Executive
Gdzie: Warszawa
Kiedy: 7–14.01.2016
Ile: 500 km
Przemyślane i praktyczne wnętrze, dobre osiągi, atrakcyjny wygląd, 5 lat gwarancji.
Dość wysokie zużycie paliwa w wersji z automatem, wysokie ceny.