Po co kupować BMW serii 7, skoro za zdecydowanie mniej można mieć BMW serii 5, które oferuje niemal to samo? Odpowiedź jest prosta – bo można. Od mocy lepsza jest tylko większa moc, a od prestiżu i luksusu tylko większy prestiż i więcej luksusu.
Jakość i wszystko, co można zaliczyć do podzbioru premium, kosztuje. Dlatego ten przykry obowiązek spełnię na początku artykułu i podam ceny. Najtańsza, wróć, najmniej droga, wersja z trzylitrowym silnikiem benzynowym o mocy 326 KM w podstawie kosztuje 426 tysięcy zł brutto. Najdroższe benzynowe BMW 7 z silnikiem V8 o mocy 450 KM, przedłużone i z napędem xdrive, kosztuje 532 tysiące. Samochody z silnikami Diesla to odpowiednio koszt 398 tysięcy, natomiast przedłużone BMW, z napędem wszystkich kół, to 442 tysiące złotych. Ale proszę się nie martwić, kiedy w ręce prezesa wpadnie lista wyposażenia dodatkowego, to cena stanie się poważniejsza. Sam pakiet nazwany ładnie Kompozycja BMW Indyvidual kosztuje 140 tysięcy.
Minimalizm
Jestem człowiekiem skromnym i szczerze mówiąc trudno, będąc szczerym, pisać mi o tym, co w tym samochodzie mi się nie podoba. Akurat do jazd testowych mieliśmy wersję z 326-konnym silnikiem benzynowym, ale przedłużaną. Dlatego przez część trasy testowej nie mogłem sobie odmówić przyjemności podróżowania tam, gdzie jest miejsce właściciela takiego samochodu, czyli na tylnej kanapie. Do dyspozycji miałem tablet sterujący kilkoma funkcjami samochodu, takimi jak oświetlenie wnętrza, czy roletami na tylnej i bocznych szybach. Funkcja masażu czy wentylacji fotela, proszę bardzo. Rozkładany stolik? A jakże. Duże wrażenie na pewno zrobiła miękka brązowa, pikowana skóra. Zarówno tylne dwa niezależne fotele, jak i przedni to prawdziwe dzieła sztuki. W tej kwestii BMW było zawsze krok przed rywalami i tak jest i tym razem.
Przesiadłem się na fotel kierowcy. Na słupku B moją uwagę przykuło oznaczenie Carbone Core – to patent BMW. W konstrukcji samochodu wykorzystano właśnie włókno węglowe. Wygoda i raz jeszcze wygoda, to można powiedzieć tuż po wejściu do samochodu. Od intuicyjnego ustawiania fotela, przez bezzawiasowe drzwi, aż po leżącą idealnie w dłoniach i bardzo ładną kierownicę. Wszystko jest po prostu nienachalnie eleganckie. Nawet podsufitka zdaje się krzyczeć: dotnij mnie, jestem taka miękka i puszysta.
BMW 7 to samochód, który oferuje tyle samo frajdy kierowcy co pasażerom na tylnej kanapie. Gdybym dostał takie narzędzie pracy, równie chętnie co prezesem mógłbym być szoferem.
Naj BMW w historii
Ktokolwiek miał okazję jeździć nowymi modelami bawarskiego koncernu, powinien wiedzieć, że niezależnie od wrażeń BMW 7 jeździ się po prostu lepiej. Jest to już szósta edycja tej limuzyny i pisanie o tym, że w porównaniu do poprzedników z lat osiemdziesiątych się rozrosła, jest pozbawione sensu. Można jednak dodać, że jakkolwiek proporcjonalna i zgrabna nowa siódemka nie jest tak majestatyczna, jak jej dwie (forma żeńska, bo beemka) ostatnie poprzedniczki. Dotyczy to zarówno wersji klasycznej, jak i przedłużanej. Używając języka kulturystów, można powiedzieć, że postawiła na rzeźbę, nie na masę. Myli się jednak srodze ten, kto uważa, że brak jej prestiżu. Nadmienię, że na pierwszej – z trzydziestu siedmiu – stronie materiałów prasowych siedem razy pada, odmieniane przez wszystkie przypadki, słowo ekskluzywnie.
Zgodnie z trendem, ten model jest lżejszy (średnio o 130 kg) od poprzedniego oraz w każdym elemencie jest bardziej. Silniki są bardziej wydajne, laserowe światła zdecydowanie bardziej wydajne; tu akurat musimy wierzyć na słowo, bo jak na złość zmrok nad Lizboną nie chciał zapaść.
Zarówno silniki rzędowe, jak i V8 poprawiono pod względem osiągów, stosując powszechnie obowiązującą zasadę: moc w górę, spalanie w dół. Wszystkie, niezależnie, czy napędzany jest tylko tył, czy obie osie, połączono z ośmiobiegowymi automatami. Uczciwie należy powiedzieć, że trudno jest wskazać płaszczyznę, na której ta współpraca się nie udaje.
Oczywiście, jak to w BMW, układ kierowniczy jest rewelacyjny, a możliwa jest wersja obu osi skrętnych. To także zasługa doskonałego zawieszenia. Tutaj nastąpi cytat, bo jakkolwiek wiadomości PR są często powodem do kpin, niemniej jednak ten fragment oddaje całkowicie moje wrażenia z tego samochodu, tylko za pomocą poetyckiego języka: „Unikatowa w segmencie luksusowym równowaga między sportowymi zdolnościami a komfortem jazdy; obie te strony radości z jazdy zdecydowanie podkreślone przez zastosowanie wyrafinowanych technologii zawieszeniowych oraz współbrzmienie systemów układu jezdnego”. W nowym BMW serii 7 debiutuje także dodatkowy system kontroli układu jezdnego Executive Drive Pro: wychylenia karoserii podczas dynamicznej jazdy po zakrętach zostają zredukowane dzięki elektromechanicznym stabilizatorom. W ogóle, nie ma sensu pisać o tym, co w BMW 7 jest, bo wszystko, co w samochodach jest, może też być i tutaj. Oczywiście cały szwadron asystentów, systemów. Dosłownie wszystko. Skoro w nazwie systemu audio jest określenie diament, skoro podgrzać możemy sobie podłokietnik, skoro kluczykiem zdalnie możemy zaparkować samochód, skoro możemy sobie wybrać zapach w samochodzie i to nie zmieniając choinki, skoro z poziomu tabletu wybieramy podświetlenie wnętrza, a kamer jest więcej niż w studiu telewizyjnym, to…
Jest natomiast sens pisać o tym, co często jest bolączką takich samochodów, mianowicie problemie kastracji ze wszystkiego, co przyjemne. Często pasażer celowo, a kierowca jakby rykoszetem, zostaje oddzielony od wszystkich przyjemnych doznać płynących z prowadzenia samochodu. Całe szczęście inżynierowie z Bawarii wiedzą, w czym tkwi ich siła, i BMW 7 jeździ wspaniale.
Dlatego kiedy prezes dużej bądź właściciel małej firmy zażyczy sobie BMW serii 7, to jedyne, czego nie wolno zrobić, to powiedzieć, że: może jednak piątka? Nie, siódemka różni się od piątki bardziej niż piątka od jedynki.
Kto testował: Tomasz Siwiński
Co: BMW serii 7
Gdzie: Lizbona
Kiedy: 18–19.09.2015
Ile: 300 km
Zachowanie radości z prowadzenia. Doskonały układ kierowniczy.
Co to było… zaraz, zaraz… Może zbyt zachowawczy wygląd?