Mam stany depresyjno-lękowe. Nie boję się mówić o tym otwarcie, więc skoro sam zdiagnozowałem u siebie obłęd, to wedle internetowych poradników obłąkany nie jestem. Jednak ja tam swoje wiem i nikt mi niczego nie wmówi. Mam stany depresyjno-lękowe. Nawet wiem, z czego – może nie w całości –w części wynikają. Depresja bierze się u mnie z nieustannego odczuwania lęku.
Boję się, wstać, ale boję się też spać dalej. Boję się jadąc, idąc, siedząc, leżąc. Boję się rankiem, w południe i wieczorem. Boję się w ciągu tygodnia i w weekend. Jedyna rzecz, jakiej się nie boję, to właśnie o swoim strachu pisać i mówić. Sami więc widzicie, że będąc stałym klientem stanów lękowych i targetem wszelkiego rodzaju obłędów i fobii, nie mogłem przejść obok depresji obojętnie i na nią zapadłem.
Pora sobie odpowiedzieć, na podstawowe pytanie, będące osią tego wywodu i jednocześnie punktem kulminacyjnym felietonu: czego się lękam?
Otóż tego, że NIE JESTEM CZECHEM i prawdopodobnie nigdy nim nie będę, i tego, że nie mieszkam w Czechach i prawdopodobnie nie będę tam mieszkał. Tak, w końcu to powiedziałem. Nie chodzi nawet o to, że nie jestem patriotą, bo jestem. Znaczy, chyba jestem, ale patriotą krytycznym. Chodzi o to, że podobnie jak Wokulski urodził się w niewłaściwej epoce, bo z duszy był romantykiem, tak i ja mam permanentne i z czasem coraz bardziej utrwalające się uczucie, że urodziłem się o jakieś 120 km za bardzo na północ.
Nie marzę o Pradze, Brnie, Ostrawie. Może być Hradec Kralove, Nachod, Mlada Boleslav. Obojętnie gdzie, byleby moja północna granica była z Polską. Chciałbym żyć w kraju, gdzie piwo smakuje jak wywar z chmielu i jęczmiennego słodu, płaci się za nie tyle, ile faktycznie jest warte, a nie za horrendalną akcyzę, gdzie każde większe miasteczko ma swój browar. Chciałbym żyć w kraju, gdzie najważniejszą informacją dnia jest to, czy reprezentacja w hokeju na lodzie zdobyła medal w mistrzostwach świata, czy nie, a jedynym powodem do żałoby narodowej jest to, że tego medalu nie zdobyła. W kraju, gdzie po pierwsze są autostrady i nawet jeżeli są płatne, to płaci się za nie tyle co za piwo, czyli po prostu rozsądnie.
Wreszcie chciałbym żyć w kraju, w którym politycy traktowani są tak, jak na to zasługują, czyli są marginalizowani, i w kraju, który jest na tyle szalony, żeby jako logo swoich samochodów używać wizerunku Indianina, mając w całkowitym poważaniu to, że to jest... INDIANIN!
W kraju, który ma takie same góry jak my, tyle że z drugiej strony. My mamy je na południu, a oni na północy. I jakoś oni potrafią przyciągnąć turystów, mieć jeden karnet na wszystkie wyciągi i nie kasować za to jak za Aspen.
Mariusz Szczygieł, szef „Dużego Formatu” i z zamiłowania także fan Czech, w swojej książce „Zrób sobie raj” słusznie zauważył, że każdy język tworzy zdrobnienia od wyrazów i pojęć, które są danemu narodowi bliskie. To dlatego w języku czeskim jest zdrobnienie od wyrazu spokój, a w Polsce od wyrazu wódka.
To dlatego mam depresję, a nic tak nie działa na depresję jak wódeczka.
Tomasz Siwiński